Znalazłam w internecie genialnego one-shota. Powtarzam genialnego one-shota. Koniecznie przeczytajcie.
TYTUŁ: 24480 minut
ZGODA OD AUTORKI: Jest! :)
24480 minut
Tłum ludzi, zimne światło, szmer rozmów i odgłos hamującego metra. Nagle wszystko ustaje. Podnoszę się i wysiadam. Pustka. Ani jednej żywej duszy, przynajmniej tak mi się wydaje. Nagle dostrzegam w oddali leżącą na torach postać. Do moich uszu dociera niezwykły dźwięk. Ten ktoś właśnie czeka na śmierć, szarpiąc struny gitary. Mogłabym przysiąc, to najwspanialsza melodia jaką kiedykolwiek dane mi było usłyszeć, w moim krótkim siedemnastoletnim życiu. Zatapiam się w cichuteńkim głosie, który pochodzi z ust samego anioła. Chwilę się przyglądam, zastanawiam się dlaczego ktoś chciałby umrzeć, jak można popełnić samobójstwo, przecież całe życie jeszcze przed nami. Zdaję sobie sprawę z powagi tej sytuacji. Ogromny ciężar spada na me ramiona. Czuję jakby Bóg właśnie wystawiał mnie na próbę, dał mi do spełnienia misję - przygarnąć zbłąkaną duszę tego człowieka do swego serca i pomóc jej dobić do bezpiecznej przystani. Jakbym ratując jego, miała uratować samą siebie. Podbiegam do niego, wpatruję się w tą nieskazitelnie piękną twarz. Nic nie mówię, dlaczego do cholery nic nie mówię, nie krzyczę?! Ja.. nie potrafię. Nie mam w sobie a tyle sił, jedyne co w tej chwili udaje mi się wykrzesać to blady uśmiech i cichy szept 'zostań, zostań dla mnie'. Wreszcie dociera do mnie jasne światło, gdzieś z głębi tunelu. Poziom adrenaliny wzrasta, ogarnia mnie panika. Ostatnie słowa. 'Proszę, zostań'. Chłopak przestaje grać, kładzie gitarę obok, unosi się, nasze tęczówki się spotykają. Niesamowite niebieskie oczy, w których mogłabym tonąć codziennie. Za późno, metro jest zbyt blisko. 'Nie zdąży' - myślę. Cały świat nagle się zatrzymuje. Odwracam głowę, nie chcę być świadkiem tak okrutnego zdarzenia. Próbuję wbić sobie do głowy, że to tylko sen, zaraz się obudzę, wsunę na nogi kapcie i wejdę do przepełnionej słońcem kuchni, gdzie czekać będzie na mnie gorąca kawa. Zaczynam płakać, upadam na kolana, nie potrafię się podnieść, dlaczego akurat ja? Dlaczego akurat ja musiałam być w pobliżu? Moja histeria zagłusza wszystko. Boję się odwrócić, boję się tego widoku. A może tylko mi się zdawało, może tam nikogo nie ma? Po kilkunastu minutach, które wydawały mi się niemalże wiecznością, gdy nie mam siły by płakać, wyciągam telefon. Cała roztrzęsiona wykręcam numer. Ale właściwie... gdzie ja dzwonię? 'Komisariat policji w Londynie, słucham?' - słyszę ostry głos w słuchawce. Jedyne co pamiętam dalej to ja, zawinięta w koc, zmarznięta do szpiku kości. Ściskam w rękach gitarę zroszoną jego krwią. Tą samą gitarę, na której strunach, jeszcze godzinę temu tańczyły jego palce. Czekam przed wejściem do metra razem z policją i tłumem gapiów. Ktoś zadaje mi pytania, słyszę przekrzykujących się dziennikarzy, ale to wszystko dociera do mnie powoli, jakbym znajdowała się pod wodą. Czuję, że ktoś próbuje odebrać mi instrument, kłamię. Cóż innego mogę zrobić. Ocieram szybko krople krwi, mówię, że jest moja. Tylko w ten sposób mogę ją zatrzymać.Wreszcie dają mi spokój, odwożą do domu.
Podnoszę się z płaczem, przerażona, wyrwana z tego okropnego snu. Przecieram twarz rękawem od piżamy i opadam z powrotem na poduszkę. Znowu to samo. Metro, cicha melodia, niezrozumiałe słowa, znów uczucie przebywania pod wodą. Nikłe światło, niebieski ocean jego oczu, panika.. koniec. Gdy zamykam oczy, wszystko powraca. Gdy je otwieram, zazwyczaj płaczę. Nagle przypominam sobie o gitarze, która wciąż spoczywa pod moim łóżkiem. Boję się, zwyczajnie boję się jej dotknąć, ale robię to. Opieram ją o swoje kolana, przyglądam się, centymetr po centymetrze. Znajduję malutki, lekko zamazany napis 'Niall'. Dzwonię na policję, opowiadam o zdarzeniu, podaję imię, które prawdopodobnie należało do niebieskookiego chłopca. Po wielu prośbach udaje mi się usłyszeć, to czego tak bardzo teraz potrzebowałam. W biegu się ubieram, nie dbam o to jak wyglądam. Nie wychodziłam w łóżka od kilku dni, ale nie to zaprząta mi teraz głowę. Mama coś do mnie krzyczy, nie zwracam na to uwagi. Pewnie zastanawia ją dlaczego nagle, po tygodniu wyrwanym z życia, wybiegam gdzieś na ulice Londynu, w górze od piżamy, pomiętych spodniach, szaliku zawieszonym byle jak na szyi, krzycząc 'Po prostu muszę!'. Ah tak, trzymając w rękach gitarę, której przecież nie mam. Wsiadam w autobus. Chociaż ich nienawidzę, nie wyobrażam sobie 'powrotu do podziemi'. Nie, jeszcze nie teraz. Docieram na miejsce, rozglądam się wokoło, szukam wyrytego w kamiennej płycie imienia. Niczego nie znajduję.. Przysiadam na ławeczce, wciąż trzymając w rękach gitarę. Czuję, że jest mi zimno w stopy. Spoglądam na zabłocone buty, które okazują się być kapciami. Fantastycznie. Przenoszę wzrok na niebo, zawsze lubiłam oglądać chmury.
*
perspektywa Nialla
Jest tak blisko, a jednak tak daleko. Ma moją gitarę, zastanawia mnie to czy umie a niej grać. Jest tak piękna, jej głos.. Wtedy biło od niej niesamowite ciepło, mimo iż, była przerażona. Ten uśmiech.. Dodawał otuchy, ale widziałem w jej oczach strach, ogromny strach. Podobno z oczu można wyczytać wszystko. Tak, tak właśnie było wtedy. Chciałem się podnieść, złapać jej rękę i biec, po prostu biec. Nie zdążyłem. Teraz jedyne co mam przed sobą to pustka. Przepiękna łąka, niebo, blade słońce, ale wszystko to uwieńczone po prostu pustką. Jestem sam, nie potrafię określić co to czas, moja minuta może okazać się godziną, tak bardzo zatraciłem się w tym wszystkim. Nie wiem gdzie jestem, nie wiem czy do tego właśnie dążyłem. Można powiedzieć, że żałuję. Żałuję, że dotykając teraz jej zaróżowionych od mrozu policzków jedyne co czuję to zimno. Zimno jej zagubionej, mizernej duszy. Nie czuję ciepła jej ciała i wydaje mi się, że ona nie czuje mnie. Mam ochotę krzyczeć, by spojrzała wreszcie przed siebie, ale nie mogę. Charlie nic nie słyszy. Dziwne, nazwałem ją tak.. właściwie nie wiem czemu.
koniec perspektywy Nialla
*
Spoglądam na nagrobek przede mną. Jest to zwykła kamienna płyta, nie ma żadnych kwiatów, zniczy, niczego. Czytam napis, a serce podskakuje mi do gardła. Łza spływa po moim policzku. 'oh Niall' - szepcze i czuję dziwne ciepło na ramieniu. Odwracam się ale nikogo nie dostrzegam.
Chcę nauczyć się tej melodii, tej która tak bardzo rani moje serce, przypomina o tragicznym popołudniu. Ale to właśnie w niej zatopiłam się zapominając o bożym świecie. Tak wspaniała, melancholijna.. Dlaczego nie pamiętam słów? Próbuję grać. Robiłam to może dwa, trzy razy w całym moim życiu. Zrezygnowana przestaję, ocieram łzy, ale jednak... Postanawiam się nie poddawać. Nagle czuję jakby czyjeś dłonie ujmowały moje, wygrywały za nie melodię. Udaje mi się zagrać pierwsze takty i sama nie mogę wyjść ze zdumienia. Jak to jest w ogóle możliwe, co się dzieje? 'czy to ty Niall?' Kładę na nagrobku malutką niezapominajkę, niebieską, jak jego oczy. Kolejna łza, kolejne ukłucie w sercu i znowu ciepło. To uczucie.. na pewno je znacie. Jakby ktoś pocałował was w czubek głowy. Wiem, że może się to wydawać nie do końca normalne, ale czuję, jakby on tu był, wciąż był ze mną. Kładę się na zimnej trawie obok mogiły, patrzę w niebo. Chcę tu zostać, już do końca.
Kolejne kilka dni spędziłam nie wypuszczając z rąk gitary. Codziennie goodwiedzam, wszyscy wokół mówią, że zaczynam świrować, że to wszystko niemożliwe, że całe życie przelatuje mi między palcami. Ale ja ich nie słucham, co oni mogą wiedzieć o miłości, o smutku, oddaniu. Mam swój własny świat, a w nim swojego własnego Nialla, nie potrzebuję niczego więcej. Już niedługo będziemy mogli być razem. Po wieczne czasy.
*
perspektywa Nialla
Nie mogę patrzeć na to co się z nią stało. Czuję jakbym to ja ją zrujnował, odebrał jej życie, mimo że fizycznie wciąż jest tam obecna. To wszystko nie miało się tak potoczyć, to jakbym zabrał ją razem ze sobą, odebrał bliskim, przyjaciołom, odebrał światu tak cudowną osobę, jaką jest Charlie. Nie potrafię tego znieść. Widzę jak z dnia na dzień, traci kontakt z rzeczywistością. Miałem nic nie czuć, miałem przestać cierpieć, wszytko miało odpłynąć, ale to nie prawda. Cierpię jeszcze bardziej, widząc jak się zmieniła, a wszystko przeze mnie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrafię jej pomóc. Śmiało, mogę krzyczeć, ale ona i tak mnie nie usłyszy. Teraz wiem, jak czuła się wtedy, gdy wyciągała do mnie dłoń. Gdy prosiła bym został, a jedyne co otrzymała w zamian to wyrwany z życiorysu miesiąc, rok życia? Nie potrafię tego określić...
koniec perspektywy Nialla
*
Opanowałam do perfekcji całą melodię, ale czuję niedosyt, bez słów to.. to nie jest to samo. Obudziłam się pewnego dnia, czując się jak w stanie zakochania. W tym śnie.. On śpiewał, a ja mogłam wszystko usłyszeć. Wreszcie wynurzam się i słyszę dokładnie każde słowo. Minęło 17 dni.
17 cholernie dłużących się dni, w ciągu których wylałam oceany łez, przeżyłam dziesiątki razy na nowo te okropne chwile, przeleżałam całe godziny obok grobu Nialla, wpatrując się w chmury, wschody i zachody słońca, gwiazdy, szarpiąc struny gitary, ale udało się. Wreszcie nadszedł czas, w którym mogę zrobić to na co tak długo czekałam. Ubrałam to samo co w dniu jego śmierci i pobiegłam wprost na cmentarz. Gnałam ile sił w nogach, by tylko zdążyć, nerwowo spoglądając na zegarek. Pozostawiłam niezapominajkę, pomodliłam się. 'Już niedługo Niall' - pomyślałam. Wsiadłam do kolejki, tak, do tej samej linii, którą wtedy jechałam, tego dnia.
Tłum ludzi, zimne światło, szmer rozmów i odgłos hamującego metra. Nagle wszystko ustaje. Podnoszę się i wysiadam. Pustka. Ani jednej żywej duszy.
Kładę się dokładnie w tym samym miejscu, w którym jeszcze 407 godzin i 55 minut temu leżał on.
*
Zaczynam grać i nucić, robię dokładnie to co ty, ta sama melancholijna melodia. Idzie mi nieco gorzej, mój głos jest zachrypnięty, ale Niall.. To już ostatnie wersy, zaraz wszystko się skończy, a zarazem wszystko rozpocznie...
'All of the sadness I can not,
Living inside of me.
I'm in here, can anybody see me?
Can anybody help?'
Jasne światło.
'Ivy. Nie Charlie.. Ivy'
Ostatnie szarpnięcie struny, ostatni oddech...
*
24480 minut. Tyle właśnie musiała czekać, by ponownie utonąć w jego oczach.
NIKA